"Dwanaście osób zginęło, a ponad 60 zostało rannych w niedzielę w przeprowadzonym przez Rosję ataku rakietowym na jedną z jednostek szkoleniowych ukraińskiej armii" - poinformowały wojska lądowe Sił Zbrojnych Ukrainy. Dowódca, generał Mychajło Drapaty, podał się po tym ataku do dymisji. "To młodzi chłopcy z batalionu szkoleniowego. Większość z nich była w schronach. Mieli się uczyć, żyć, walczyć - nie umierać" - napisał, ogłaszając swoją decyzję.
Wojska Putina przeprowadziły w niedzielę zmasowany atak rakietowy na jednostkę szkoleniową ukraińskiej armii - 239. poligon.
"Według stanu na godzinę 12.50 (11:50 czasu polskiego - przyp. red.) 12 osób zginęło, a ponad 60 zostało rannych (...) Podkreślamy, że (w chwili ataku - przyp. red.) nie odbywały się żadne zbiórki ani formowanie szyków. Po ogłoszeniu alarmu lotniczego większość personelu przebywała w schronach. Poszkodowanym udzielana jest wszelka niezbędna, wykwalifikowana pomoc medyczna" - przekazano w komunikacie opublikowanym na Telegramie.
W dowództwie wojsk lądowych SZU powołano komisję "do zbadania okoliczności i przyczyn utraty personelu" oraz zarządzono wewnętrzne dochodzenie.
"Jeśli zostanie ustalone, że śmierć i obrażenia żołnierzy były spowodowane działaniami lub bezczynnością urzędników, osoby odpowiedzialne zostaną pociągnięte do odpowiedzialności. Jednocześnie podejmowane są dodatkowe środki bezpieczeństwa w celu ochrony życia i zdrowia żołnierzy w obliczu ataków rakietowych i powietrznych agresora" - napisano w oświadczeniu.
Oprócz tego - jak podało Dowództwo Sił Zbrojnych Ukrainy - Rosja zaatakowała w niedzielę też obwód charkowski, obwód sumski, obwód żytomyrski, obwód odeski, obwód doniecki, obwód dniepropietrowski i Zaporoże.
Generał Mychajło Drapaty podał się do dymisji.
"Podjąłem decyzję o złożeniu rezygnacji ze stanowiska dowódcy Wojsk Lądowych Sił Zbrojnych Ukrainy. Jest to świadomy krok, podyktowany moim osobistym poczuciem odpowiedzialności za tragedię na 239. poligonie, w wyniku której zginęli nasi żołnierze" - napisał Drapaty w mediach społecznościowych.
"Jako dowódca nie byłem w stanie w pełni dopilnować wykonania moich rozkazów. Nie naciskałem, nie przekonywałem, nie zmieniałem nastawienia do osoby w szeregach. To jest moja odpowiedzialność. Zachowanie żołnierzy ma znaczenie, ale główna odpowiedzialność zawsze spoczywa na dowództwie" - stwierdził generał.
Zdaniem dowódcy, zmowa milczenia i bezkarność - to trucizna dla armii. "Starałem się je wykorzenić z Wojsk Lądowych. Ale jeśli tragedie się powtarzają - to znaczy, że moje wysiłki były niewystarczające" - stwierdził.
"Zginęło 12 osób. Są też ranni. To młodzi chłopcy z batalionu szkoleniowego. Większość z nich była w schronach. Mieli się uczyć, żyć, walczyć - nie umierać. Moje najgłębsze kondolencje dla rodzin ofiar i wszystkich, którzy ucierpieli" - powiedział Drapaty.
"Nie wygramy tej wojny, jeśli nie zbudujemy armii, w której honor nie jest słowem, ale czynem. Gdzie odpowiedzialność nie jest karą, ale podstawą zaufania. Gdzie każdy dowódca jest odpowiedzialny każdego dnia - za rozkaz, za decyzję, za osobę" - oświadczył.