"Cały czas odbywa się demonizowanie drugiej strony, czasami mające cząstkowe uzasadnienie. Ale demonizowanie przeciwnika w takich wyborach oznacza tylko tyle, że w poniedziałek o poranku połowa Polaków będzie przekonana, że wybory wygrał demon - jeszcze nie wiemy, która, ale tak to będzie wyglądać" - mówił prof. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego w rozmowie z Piotrem Salakiem na antenie Radia RMF24.
Dobiega końca jedna z najdłuższych, najbardziej intensywnych kampanii wyborczych w ostatnich latach. Różnice w sondażach między Karolem Nawrockim i Rafałem Trzaskowskim są minimalne, zapowiada się mobilizacja elektoratów i wysoka frekwencja. Jak mówił prof. Jarosław Flis wybory wygra ten obóz, który zrobił mniejsze głupoty, a to ocenią wyborcy.
Prof. Jarosław Flis zapytany o to, dla którego kandydata frekwencja będzie sprzyjająca, skomentował: "jest korzystna dla tego, kto się bardziej zmobilizuje. Widać było w pierwszej turze, że rezerwy są większe w przypadku Trzaskowskiego. Ale z drugiej, potencjalne straty dużo większe w wyniku spadku frekwencji mógł ponieść Nawrocki. Ci wyborcy, którzy głosowali za zmianą, na przykład wyborcy Mentzena, dużo częściej rozważali to, żeby w ogóle nie pójść na wybory. Jak to jest "PiS, PO - jedno zło", to nie trzeba już wybierać dalej. Już pokazali to wcześniej. Stąd dla Trzaskowskiego ważne jest to, czy zmobilizują się nowi wyborcy, a dla Nawrockiego to czy zdemobilizują się starzy wyborcy. Efekt netto będzie tutaj rozstrzygał pomiędzy tymi dwoma kierunkami".
Dodał również, że ze względu na przewidywaną bardzo małą różnicę głosów pomiędzy kandydatami, o ostatecznym wyniku dowiemy się dopiero w poniedziałek.
Rozmówca Piotra Salaka odniósł się do istotnej roli niezdecydowanych wyborców: "to są w większości osoby, które nie są na tyle zainteresowane polityką, żeby samodzielnie wyrobić sobie zdanie, ale znają kogoś, kto się tą polityką interesuje i będą się orientować na tych rozmówców".
Wskazał też, że decydującym czynnikiem może być nastawienie tych zainteresowanych: "czy oni będą do tego podchodzić z entuzjazmem, zaangażowaniem, zachętą, czy też będą mówić "o rety, trzeba zatkać nos i pójść zagłosować". To od tego będzie zależeć, jak się to ułoży - dodał.
Jak mówił prof. Flis, wybory wygra ten obóz, który zrobił mniejsze głupoty, a to ocenią wyborcy. A licytacja na głupotę ma to do siebie, że nigdy nie jest się w stanie zrobić takiej głupoty, żeby druga strona nie była w stanie zrobić większej - dodał.
Socjolog zwrócił uwagę, że w czasie kampanii było mnóstwo błędów robionych przez kandydatów na różnych etapach.
To jest trochę efekt całych 20 lat. Dwie główne partie zajmują się od 20 lat przekonywaniem, że nie tyle rządzą lepiej, tylko że przede wszystkim ci drudzy nie mają prawa do rządzenia, a najlepiej, żeby w ogóle zniknęli - mówił prof. Flis i wyraził opinię, że metoda wybierania prezydenta w Polsce to "jeden z najgorszych sposobów wybierania jednej osoby z wielu, które zna ludzkość". To dziedzictwo III RP - ktoś wymyślił, że tak się wybiera głowę państwa, która tak naprawdę nie rozstrzyga niczego, nie kieruje rządem. Niestety takie są konsekwencje, to znaczy logika 20 lat gry na polaryzację - dodał.
Ekspert zapytamy o odmienność tegorocznej kampanii prezydenckiej skomentował: "rzeczywiście się różniła, bo była bardzo długa i nie zdarzyło się w jej trakcie nic naprawdę fundamentalnego, jak wycofanie Cimoszewicza w 2005, katastrofa smoleńska w 2010, jak gambit Kukiza w 2015, czy wreszcie jak pandemia w 2020. Teraz wszystko było rozpaczliwie przewidywalne".
W temacie kontrowersji dotyczących kandydatów powiedział: "to wszystko robi takie wrażenie, że jedne rzeczy są niewyobrażalne - te, które się dzieją. Ale te rzeczy niewyobrażalne nie są, z całym szacunkiem, wydarzeniem na miarę pandemii albo katastrofy smoleńskiej" - podsumował prof. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego w rozmowie z Piotrem Salakiem na antenie Radia RMF24.
Opracowanie: Tadeusz Węsierski