Jak nie negocjować z Rosją pokazują Donald Trump i przywódcy Zachodu. Zrodzony w bólach plan pokojowy przygotowany przez USA, Ukrainę i Europę został przez Władimira Putina całkowicie zignorowany. Według doniesień brytyjskiego "Financial Times" w ubiegłym tygodniu rosyjscy urzędnicy przekazali wysłannikowi Trumpa Steve'owi Witkoffowi, że prezydent Rosji nie będzie omawiał dokumentu.
Według trzech anonimowych źródeł "FT" w czwartek 8 maja wysocy rangą rosyjscy urzędnicy przekazali Steve'owi Witkoffowi, że Władimir Putin nie zamierza dyskutować na temat 22-punktowego planu pokojowego, który specjalny wysłannik Donalda Trumpa opracował przy udziale Ukrainy i Europy.
Kategoryczna odmowa Kremla spowodowała, że Witkoff musiał zmienić swoje plany, które zakładały, że po raz kolejny przyleci do Moskwy.
Plan przygotowany przez Zachód do spółki z Ukrainą zawierał się w 22 punktach, a jego przekazanie Moskwie poprzedzone zostało wypowiedziami europejskich i amerykańskich polityków, którzy grozili palcem Putinowi. Mówiło się w Niemczech, we Francji, w Wielkiej Brytanii i w USA o kolejnych pakietach poważnych sankcji. Do tego po raz pierwszy dało się odczuć, że Trump chce współpracować z Europą w kwestii Ukrainy i być może nawet przyłącza się do wspólnego frontu przeciwko Rosji.
W tym właśnie momencie Moskwa wprawdzie odrzuciła pomysł pokoju na nieswoich warunkach, ale wyszła z inną propozycją. Bezpośrednie rozmowy Rosja-Ukraina miały się odbyć w Stambule. Trump - przypomina "FT" - przyjął pomysł z dużym zadowoleniem, a Waszyngton nacisnął na Kijów, by Wołodymyr Zełenski zgodził się przylecieć do Turcji.
Zełenski oczywiście nie miał wyboru i musiał zademonstrować swoją dobrą wolę, o której brak był oskarżany kilkukrotnie przez Trumpa i jego prawą rękę - J.D. Vance'a. I naturalnie Putin doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
W ten sposób udało się "wystawić" Zełenskiego, który pojawił się w Turcji, a Putin nie, o czym świat został poinformowany tuż przed ustaloną datą spotkania. Ostatecznie Kreml wysłał na negocjacje drugi garnitur swoich negocjatorów, pokazując jasno, że prezydent Ukrainy nie jest odpowiednim partnerem dla swojego przeciwnika z Rosji.
O tym, jak Moskwa zakpiła z całego świata, świadczy fakt, że rosyjskiej delegacji przewodniczył były minister kultury Władimir Miediński.
Niezależnie od tego, co sądzi się o dyktaturze w Rosji, trzeba przyznać, że przedstawiciele Kremla z dziecinną łatwością ogrywają swoich zachodnich odpowiedników. Jednym prostym i w gruncie rzeczy bardzo łatwym do przewidzenia ruchem Putin nie tylko zdemolował całą strategię Europy, ale także wbił klin między partnerów z NATO.
Już w momencie, gdy rzecznik Kremla w zasadzie wyśmiewał publicznie pomysł przyjazdu Putina do Turcji, z pełnym zrozumienia wsparciem nadciągnął Donald Trump, który oświadczył, że skoro jego nie będzie w Stambule, to Putin także nie ma po co się tam pojawiać. Do tego dorzucił komentarz, w którym podkreślił, że tylko on i rosyjski prezydent, mogą zakończyć wojnę w Ukrainie, czym zdyskredytował przywódców europejskich i samego Zełenskiego.
Tym samym amerykański prezydent zanegował całą narrację, którą wytworzono po spotkaniu Trump-Zełenski w Watykanie. Wówczas niektórzy obserwatorzy nazwali rozmowę w Bazylice św. Piotra "pierwszym cudem papieża Franciszka", bo nagle Trump z człowieka, który ufa Putinowi "ponieważ ten go szanuje i nie oszuka" zamienia się w kogoś, kto przez Putina "być może jest oszukiwany" i w związku z tym rozważa kroki odwetowe. Po watykańskim spotkaniu nastąpiło też nagłe przyspieszenie i ocieplenie w rozmowach z Niemcami, Francją i Wielką Brytanią, z którymi Waszyngton zaczął ustalać "plan pokojowy". Dokładnie ten, który z taką łatwością został odrzucony przez Putina.
Cytowany przez "FT" premier Wielkiej Brytanii Keith Starmer stwierdził, że obecnie istnieje "wysoki poziom koordynacji" między czwórką krajów, stanowiących oś poparcia dla Ukrainy — Wielką Brytanią, Francją, Niemcami i Polską — "a administracją prezydenta Trumpa". Jak dotąd podobne oświadczenie nie padło jednak z ust żadnego urzędnika amerykańskiego.
Trump wygłosił w Gabinecie Owalnym swoją słynną mowę oskarżycielską wobec Zełenskiego. Mówił wtedy, że w przeciwieństwie do przywódcy Ukrainy posiada wszystkie karty w ręku. Putin właśnie powiedział "sprawdzam" i odniósł spektakularny polityczny sukces. Trump może mieć wszystkie karty, ale teraz liczy się fakt, kto siada do stołu. Władimir Putin po prostu wzruszył ramionami, powiedział "pasuję" i ogłosił, że teraz to Rosja obwieści światu swoje warunki zawarcia porozumienia. W wykonanie tego pozornie obojętnego gestu wkalkulowane było ryzyko rozdrażnienia administracji USA, poniesienia skutków kolejnych sankcji i jeszcze większego zbliżenia Ukrainy do Zachodu. Ryzyko piekielnie się opłaciło.