Czytanie dokumentacji tego, w jaki sposób CBA starało się o zakup izraelskiego oprogramowania Pegasus, wciąga. Zebrane w dwóch tomach pod kryptonimem "Drużyna Pierścienia" kilkaset stron maili i załączników dotyczących uzgodnień organizacyjnych i technicznych zwraca uwagę na kilka zjawisk bardzo charakterystycznych dla pracy służb specjalnych. Poniżej wzmianka o kilku z nich.

Słownictwo

Według zapisanych w Drużynie Pierścienia dokumentów stosowanie najbardziej ofensywnego oprogramowania do podsłuchiwania, podglądania i wykradania danych nie generuje żadnych ofiar. W całej ryzie papieru ani razu nie pojawia się słowo "ofiara", zastąpione określeniem "cel". Celem nie jest jednak człowiek, a jedynie jego smartfon. To, czemu urządzenie zostaje poddane, jest "infekcją", znacznie rzadziej, szczerze - "atakiem".

Zjawiska niepożądane, jak np. zaangażowanie do sfinansowania zakupu ze środków UE uznawane jest enigmatycznie za niezbyt dobry, nieefektywny pomysł. Co ciekawe, znacznie jaśniej i częściej powtarza ten eufemizm agentka dostarczającej Pegasusa izraelskiej firmy niż funkcjonariusz którejkolwiek z polskich służb. Co jednak charakterystyczne, koniec pomysłu jest dość wyrazisty - prowadzący rozmowy z Izraelką funkcjonariusz CBA stwierdza tylko, że "Policja doszła do wniosku, że użycie funduszy europejskich do tego rozwiązania nie jest dobrym pomysłem", co Izraelka "zdecydowanie poparła". Elegancko i bez wchodzenia w istotę sprawy.

Procedury

Bezpośrednio na jakichś targach albo przez pośrednika, jak w tym wypadku firmę Matic przekazuje się informację o chęci zapoznania się z jakimś produktem. Ustala się termin PoC, czyli demonstracji, pokazu możliwości systemu. Co ciekawe w wypadku Pegasusa CBA wolało przeprowadzić to poza swoją siedzibą, u pośrednika.

Podczas prezentacji dostawcy zostawiają swoje wizytówki ewentualnym klientom, po czym otrzymują zapytania o cenę produktu. Obie strony są grzeczne, nawiązują znajomości osobiste, nawiązują do zdejmowania butów w czasie rozmów, wakacji albo przeziębienia - starają się nawzajem rozpoznać. Raczej zadają przy tym pytania, niż udzielają informacji innych niż związane z produktem i szczegółami samej transakcji. Wyjątkiem jest oczywiście ustalanie ceny, bo to już kolejny etap.

Negocjacje

To elegancka nazwa, która określa raczej początek niż koniec tego procesu, bo ten należałoby nazwać po prostu targowaniem się. Używane przy tym chwyty są dość oczywiste - kupujący wykazuje niedostatki produktu (nie "obsługuje" Signala, wymaga stacjonarnego sprzętu), sprzedający mówi, że pierwsze to żaden problem, a drugie to opcja taktyczna płatna dodatkowo itp. Kupujący pyta o zaporową cenę tej opcji, poznaje odpowiedź, którą rzekomo rozważa itd.

Kij i marchewka

Na etapie targów zdarzają się już wycieczki dla ludzi o silnych nerwach. Kiedy kupujące CBA twierdzi "nie mamy tyle, wasza cena to 1/4 naszego rocznego budżetu", sprzedające NSO Group odpowiada "jeśli ten budżet jest nieosiągalny, to nie będę cię wprawiać w zakłopotanie innymi rozwiązaniami". Na wzmiankę o nerwowości wśród ew. kupujących przedstawicielka sprzedającego dodaje, że rozmówca ma ciężką pracę, ale przecież wygląda na człowieka lubiącego wyzwania.

Funkcjonariusz CBA nie ma wyjścia i oczywiście potwierdza, ale dodaje, że włączanie w wysoką cenę ponad 6 milionów dolarów dodatkowych usług wcale jej nie obniża, a on chciałby pochwalić się jakimś sukcesem negocjacyjnym. Przecież kiedy negocjujesz jako kupujący, to wszyscy oczekują od ciebie, że kupisz to za pół ceny - pisze agent CBA.

Jeśli chciałeś to dostać za pół ceny, to ja powinnam zacząć od 11 milionów - odpowiada bezceremonialnie Izraelka, dodając jednak, że stosowanie takiego "bliskowschodniego" stylu byłoby obraźliwe wobec doświadczonego klienta z Europy, jakim jest jej rozmówca.

Dyskretne przemilczenia

W całej korespondencji nt. zakupu Pegasusa nie ma wzmianki o ograniczeniach prawnych, warunkach sądowej kontroli inwigilacji, prawach człowieka, naturze prowadzonej działalności. Bez zażenowania omawia się taryfę za atakowanie Pegasusem urządzeń zarejestrowane poza Polską, a więc zapewne używanych przez obcokrajowców, smartfonów zarejestrowanych w Polsce, ale używanych za granicą itp. Bez wchodzenia w związane z tym powikłania używane są terminy "in-roamers" i "out-roamers", i to wszystko.

Przemilczenie rzeczy krępujących nie sprawia jednak, że znikają. Mimo ich braku w rozmowach dotyczyły one podsłuchiwania, podglądania, ściągania danych i namierzania ludzi bez ich wiedzy.

Zapewne także dlatego akta "Drużyny Pierścienia" były objęte tajemnicą.

Opracowanie: